Trzy lata temu do parafii Zmartwychwstania Pańskiego w Ruszowie oddelegowano nowego księdza. 67- letni Piotr M. szybko zaskarbił sobie sympatię wiernych. Był aktywny w życiu wsi i szkoły. Miły, uczynny, odwiedzał swoich parafian w domach, przychodził na obiady.
- Przyzwyczailiśmy się do tego księdza. To był kapłan z powołania – mówi jeden z mieszkańców Ruszowa. Ksiądz dużo czasu poświęcał dzieciom. Przygotowywał je do komunii świętej. Jego zachowanie od początku niepokoiło część rodziców.
- Rodzice jasno mu powiedzieli przed komunią, że ma nie brać dzieci na kolana, nie dotykać ich, ani nie głaskać. Był oburzony tymi słowami. Mówił, że dzieci do niego lgną, a rodzice mają coś przeciwko - opowiada parafianka. Niedługo po tegorocznej uroczystości Pierwszej Komunii Świętej na komisariat zgłosiła się matka 9-latki.
- 22 maja na policję zgłosiła się kobieta, która wskazała, że najprawdopodobniej miejscowy ksiądz proboszcz molestował jej córkę. Już następnego dnia kapłan został zatrzymany – mówi Tomasz Czułowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
Matka dziewczynki nie ma wątpliwości, co do winy księdza proboszcza. - Nie zapomnę tego do końca życia. Nie daruję sobie tego, bo były oznaki, że coś się dzieje. Dziecko nie chciało chodzić do szkoły, do kościoła, a ja wytwarzałam presję, mówiąc, że musi, bo przygotowuje się do komunii i ma dobrze wypaść w kościele.
Powtarzałam jej, żeby wytrzymała, że jeszcze tydzień, dwa i będzie koniec. Dopiero po komunii, kiedy byłam w pracy córka zadzwoniła. Krzyczała i płakała. On zrobił wielką krzywdę temu dziecku – wyznaje kobieta.
- Zostałam podwójnie skrzywdzona przez tego księdza. Po pierwsze skrzywdził mi wnuczkę, po raz drugi zrobił mi to podczas spowiedzi. Prawił mi morały, karcił za to, że nie przyszłam do kościoła, a w międzyczasie molestował mi dziecko, moją wnuczkę – dodaje babcia dziewczynka.
Od dnia aresztowania część wiernych rozpoczęła akcję wsparcia księdza. Zbierają podpisy pod petycją, by odpowiadał z wolnej stopy. - Ksiądz był bardzo dobrym gospodarzem, dbał o parafian, przekazywał wiarę. Nie mogę powiedzieć na niego złego słowa. Nie wierzę tej dziewczynce, bo byłam na mszach i ona była tam zawsze. Nie widziałam, żeby on kiedykolwiek do niej podszedł – przekonuje kobieta, która rozpoczęła akcję zbierania podpisów w obronie księdza.
Nie wszyscy parafianie stoją po stronie kapłana. - Nigdy w życiu nie podpisałabym czegoś, czego nie jestem pewna. Jestem przeciw petycji. Pani Ewa bardzo dobrze zrobiła zgłaszając to. Dziecko powinno się kochać całym sercem i być za nim w każdej sytuacji – przekonuje mieszkanka Ruszowa.
Część mieszkańców wsi oskarża matkę dziewczynki, że zniszczyła życie dobrego kapłana. Rodzina jest wspierana przez grupę aktywistów. Protestujący przyjechali z całej Polski, by wesprzeć matkę dziecka.
- Najdzielniejsza mamo, najdzielniejsza kobieto, wiem, że przechodzisz trudne chwile. Zrobiłaś najlepszą rzecz, jaką każda mama zrobiłaby na twoim miejscu. Wydarzyła się rzecz straszna, bo ktoś skrzywdził twoje dziecko. Walcz o sprawiedliwość i chroń je – to treść listu aktywistki do matki dziewczynki.
Niepokojące zachowania wobec dziewczynek ksiądz miał przejawiać już wtedy, gdy był wikarym, czyli 30 temu. Prawdopodobnie po skardze rodzica z Wrocławia, kuria skierowała go na probostwa na wsi. Był kolejno w siedmiu parafiach. Pracował, jako katecheta i przygotowywał dzieci do pierwszej komunii świętej. Do tej pory do prokuratury zgłosiło się jedenaście osób. Udało nam się porozmawiać z kilkoma.
- Przyjechałam na parafię rowerem, byłam spocona, więc chciał żebym się rozebrała. Mówił żebym zdjęła z siebie wszystkie mokre rzeczy, bo mogę się przeziębić. Usadził mnie na kolanach, rękę włożył pod bluzkę. Lubił jak mu się szepcze do ucha, sam też szeptał. Przykładał policzek do policzka, przytulał się. Raz dotknął mnie ustami w policzek – opowiada jedna z byłych parafianek.
Także do redakcji „Gazety Wrocławskiej” zgłosiło się kilkanaście ofiar z wczesnego okresu, gdy ksiądz był wikarym w dwóch tutejszych osiedlowych parafiach. - Zaczęli zgłaszać się do nas ludzie. Wszystkie opowieści były bardzo podobne. Chodziło o okres przygotowań do pierwszej komunii. Kobiety najczęściej opowiadały o dotykaniu w sposób dwuznaczny – opowiada Marcin Rybak z „Gazety Wrocławskiej”.
Byli parafianie opowiadają, że ksiądz na własny koszt zabierał dziewczynki na wakacje nad morze. Mieszkał z nimi sam w domach udostępnionych przez nadmorskie parafie. - Któregoś razu kąpałyśmy się w łazience, gdzie były dwie kabiny prysznicowe. W pewnym momencie otworzył drzwi, a my tam byłyśmy nagie. Zamykałam te drzwi, a on je otwierał. Powiedział mi, że nie mamy się, czego wstydzić, bo to dom boży – opowiada jedna z byłych podopiecznych księdza.
Dla dzieci wielką atrakcją były też wyjazdy na basen. Ksiądz miał wozić dziewczynki własnym samochodem, fundował im bilety i słodycze. - Poszliśmy wszyscy na zachód słońca, wszyscy weszli do wody, a potem do lasu, żeby się przebrać. Ksiądz szarpnął mnie za bluzkę mówiąc, że pomoże mi się przebrać. Nie chciałam tego. Powiedział mi wtedy, że nie wrócę do domu, jak nie zdejmę tej bluzki. Przestraszyłam się, zdjęłam ją, on ją wysuszył i wróciliśmy na parafię – mówi inna.
Napisz komentarz
Komentarze